Rozgardiasz w obozie Juice WRLD'a, czyli dlaczego The Party Never Ends poszło w złym kierunku
Muzyka Rozrywka

Rozgardiasz w obozie Juice WRLD’a, czyli dlaczego The Party Never Ends poszło w złym kierunku

5 grudnia 2024

Za chwilę minie piąty rok od śmierci Juice WRLD’a. Artysty z Chicago, którego publiczność może znać z melodycznego stylu, wielu niezwykle chwytliwych hitów, nieziemskich freestyli, charyzmatycznej osobowości czy na końcu z jego problemów z narkotykami, które finalnie stay się powodem jego śmierci.

Na chwilę przed piątą rocznicą dostajemy album. Pośmiertną składankę z niewydanych utworów artysty. Jarad Higgins (bo tak się artysta nazywał) zostawił pokaźną liczbę niepublikowanych utworów, mówi się o około 3 tysiącach kawałków. Juice potrafił freestylować jak nikt inny, do tego stopnia, że każdy utwór rapera był właśnie improwizacją. To też, skoro każdy hit był wymyślony w chwilę, nie powinna dziwić ilość świetnych utworów w wielkiej bazie, którą po sobie zostawił.

Niestety, dla mnie osoba zarządzająca dotychczas dziełami zmarłego artysty nie jest do tego kompetentna.

Rozgardiasz w obozie Juice WRLD'a, czyli dlaczego The Party Never Ends poszło w złym kierunku

The Party Never Ends ukazało się i od samego początku tworzy kontrowersje wokół siebie. A właściwie zaczęło tworzyć kilka lat temu kiedy album był zapowiedziany. Projekt był przekładany niemal z miesiąca na miesiąc, od ponad trzech lat. Fani zniecierpliwieni czekali. Przy tak mocnym fanbasie oraz tak wielkim łaknieniu nowych dzieł oczywistym jest, że słuchacze sami wyciągną ręce po utwory, których nie dostają. I tak też robili (tu zaznaczę, że powodem nie był konkretnie ten album, samo leakowanie kawałków zaczęło się wcześniej), co skutkowało wyciekiem setek niewydanych utworów i stało się głównym “powodem”, dla którego przesuwano premierę. Niestety Lil Bibby, menedżer Juice WRLD’a, nie uznał leaków jako formy weryfikacji klikalności utworów. Długi czas komunikował, że myśli by wcale nie publikować albumu. Zamiast po prostu dać legalne źródło dla fanów.

Oczywiście nie jestem osobą pochwalającą leakowanie. Jest to nielegalne. Jest to zabieranie zarobku artyście (w tym wypadku rodzinie). Jest to zwyczajnie nie fair.

Ale niestety sam wpadłem w sidła niewydanych utworów Juice WRLD’a i na YouTube czy Soundcloudzie znalazłem od groma świetnych utworów. I dlatego myślę, że sytuacja kryzysowa nie została dobrze rozwiązana. Sam czekam i czekam, aż ulubione leaki trafią na Spotify, by móc posłuchać legalnie. Myślę, że wiele osób myśli podobnie.

Skorzystaliby na tym wszyscy.

Wytwórnia zarobiłaby, fani byliby zadowoleni, a rodzina artysty wiedziałaby, że dzieło zmarłego jest czymś ważnym dla ludzi.

Zamiast tego Bibby czekał, czekał, aż wydał. Wydał album, który obiektywnie jest średni. Obiektywnie, bo oczywiście słucham tego na pętli. Niemniej brakuje wielu utworów, które przez leaki stały się wśród fanbasu kultowe. Fani dalej czekają aż wyjdą, bo dostaliśmy bardzo niekonsekwentny projekt, zamiast składanki kawałków, które są uwielbiane i wyczekiwane od lat. 

Do tego zmarnowany został hype, który był budowany i budowany, aż legł w gruzach po długim oczekiwaniu i braku informacji o projekcie.

Oliwy do ognia dolewa jeszcze szata graficzna albumu. Okładka przedstawiająca artystę w narkotycznym świecie, jakby krzycząca – tak, on ćpał! Juice brał wiele narkotyków, była to duża część jego twórczości, od nich też umarł. Natomiast z całą pewnością można powiedzieć jedno. Uważał to za problem i często o nielegalnych substancjach się wyrażał w sposób negatywny, o tym jak go spychają na dno psychicznie i niszczą mu życie. A jednak na okładce widzimy Juice’a pod wpływem (wyglądającego podobnie do Lil Xana, co już kompletnie jest absurdalne) na scenie, a całość jest nazwana The Party Never Ends. 

Nie najlepsze zwieńczenie kontraktu w wytwórni. 

Przykre.

Może inna wytwórnia w przyszłości przejmie prawa do muzyki Jarada i będzie kontynuować dorobek artysty z większym szacunkiem.

Autor: Krzysztof Bensari