Kenny Mason, czyli raper z Atlanty, którego pewnie niewiele osób kojarzy, wydał nowy album. Niewiele osób go kojarzy, a ci co go kojarzą, najpewniej znają go ze wspólnych utworów z JID. Osobiście myślę, że warto mu się przyjrzeć, chociażby z ciekawości. Za tą mało znaną postacią kryje się duży potencjał, który mnie osobiście ujął.
Nie jest to najbardziej przebojowa postać. Angel Eyez, jego nowe wydanie, przypomina o tym dość mocno, ale jednocześnie pokazuje, że jego styl jest absolutnie prawidłowym wyborem dla rapera. Klimatyczne przyjemne instrumentale, często czerpiące swoje walory z gitary elektrycznej, potrafią wpędzić w stan zamyślenia i odosobnienia od świata. Z racji, że mam słabość do gitary elektrycznej to mnie to kupuje. Tym bardziej, że Kenny bardzo dobrze balansuje między bouncem wyważonych lecz energicznych bitów z rytmicznym 808, a kawałkami z hipnotyzującymi gitarami.
Tu ciężko się znudzić, zwłaszcza biorąc pod uwagę długość projektu. Ta nie różni się względem poprzednich, oscyluje w okolicach 30 minut. Czyli niewiele. Ale w większości trafnie.
Bardzo do mnie przemawia też sposób w jaki raper z Atlanty porusza się po instrumentalach. Mamy spokojny delikatnie „zmulony” głos, dodatkowo luźny głos pełen pewności, następnie melodyczny i wchodzący w śpiewany wokal, aż w końcu dostajemy również ciężki zachrypnięty zdenerwowany głos, czasami aż krzyk. To jest dla mnie na swój sposób kluczowe, dobrze jest nie wiedzieć, co się zaraz usłyszy. Wtedy muzyka przestaje być jednowymiarowa.
Szkoda jedynie, że Kenny, mimo swoich atutów, za dużo w swojej muzyce nie zmienia na przestrzeni czasu. Tu niestety muszę zdjąć swoje różowe okulary zauroczenia muzyką tego artysty. Niestety mam wrażenie, że połowę z tych kawałków już słyszałem. O ile nie wpłynie to negatywnie na mnie, bo i tak będę tego słuchał, to czuję niedosyt. Melancholijny TEEN GOHAN do złudzenia przypomina mi delikatnie niedorobiony Titan z drugiego albumu rapera. Klimatyczny, hipnotyzujący utwór, który uwielbiam. Oczywistym jest, że mi się brzmieniowo spodoba. Ale czy po to czekam by dostać niemal identyczny brzmieniowo utwór? BEEN HAVIN buja mną delikatnie swoim melodycznym brzmieniem, ale to też już coś, co bardzo dobrze znam z albumu RUFFS. Wprowadzające INTUITION brzmi niemal identycznie jak utwory z jego debiutu, Angelic Hoodrat. Niestety mało jest tu wyskoków z formy, w której Kenny się umiejscowił.
Niemniej jednak bardzo dobrze mi się słuchało energicznego ON THE WAY. Lubię się zanurzyć w wielościeżkowym wokalu na HOODRAT. Wyżej wymienione kawałki też na mnie oddziałują.
Oby w przyszłości raper wyszedł ze swojej strefy komfortu chociaż trochę. Bo mimo, że uważam go za duży talent i sam album mi się podoba, to nie potrafię go określić jako album niezwykły. Jest dobry. Do mnie trafi, do innego nie trafi. Ale obiektywnie nie ma w nim nic, co jest ponad bycie dobrym projektem.
Niestety.
Ocena: 5/10
Autor: Krzysztof Bensari