Michała Matczaka nikomu nie trzeba przedstawiać. Młody artysta swoim debiutem, 100 dni do matury, w 2020 roku podbił całą Polskę i nikt nie mógł przejść obok niego obojętnie. Wyróżnił się paradoksalnie robiąc muzykę o pospolitych doświadczeniach maturzysty – coś co w rapie wcześniej nie istniało. Jednocześnie miał w tym wszystkim spore zaplecze umiejętności.
Drugi album, który miał zweryfikować jego pozycję, wyszedł już półtorej roku po debiucie. Powiedzieć, że Młody Matczak wyszedł dobrze, to jakby nie powiedzieć nic. W tym czasie scena jakby zniknęła, został na niej tylko Mata. Chwytliwa, dobrze poskładana muzyka, świetne klipy i ujmująca otoczka. Do tego artysta znacznie dojrzalszy niż na poprzednim albumie, pokazał się z zupełnie innej strony, już jako młody członek społeczeństwa. Czego chcieć więcej? Logicznym byłoby stwierdzić, że nie da się już go zatrzymać i będzie tylko bił rekordy.
Dlaczego w takim razie w tym momencie o Macie się nie mówi za bardzo?
Cichym zabójcą Maty okazuje się ciągła zmiana wizerunku. Oczywiście zabójcą to też dużo powiedziane – raper dalej kręci świetne liczby, chociażby singiel Lloret de Mar, który na ten moment ma 35 milionów odtworzeń w samym serwisie Spotify. Jednak jest to cień artysty sprzed kilku lat.
Jego wizerunek co chwilę się zmieniał, aż artysta się pogubił co chce robić. Najpierw był licealistą, później młodym chłopakiem z problemami, zajawką i pieniędzmi. Później było Skute Bobo, w które jak sugeruje nazwa było alter ego Maty pod wpływem. Dalej powstał Coldboy, Mata bez skrupułów przy okazji CBW mixtape. Szybki powrót do starego Maty przy okazji 2 IZOTEKÓW, po czym wpadamy prosto na ekscentrycznego Matczaka, pewnego swojej wizji, na albumie <33. Następnie parę singli i Warszawa EP i ciężko ocenić co autor ma w głowie. Całość kończymy świeżo wydanym maxisinglem intro + up! up! up!, gdzie Mata wraca do swojego starego stylu i emocjonalnie rozprawia się ze swoimi problemami z używkami i psychiką.
Na ten moment nawet nie jestem do końca pewny w jaką stronę Mata może pójść dalej. Jest to dość fascynująca postać. Artysta by nie dać się zamknąć w ramach zaczął eksperymentować zarówno z wizerunkiem jak i z muzyką, co najwidoczniej skończyło się nie najlepiej. A sam zainteresowany chyba się zaczyna gubić.
Mata zdaje się nie widzieć co konkretnie robi. Skute Bobo było śmieszne. Ale tylko na kawałku Skute Bobo – później na tej zabawnej wersji zaczęła mocno cierpieć muzyka, zupełnie jakby artysta nie tyle odgrywał rolę swojego alter ego, a faktycznie nim się stał. Zwrotki były nudne, bądź asłuchalne jak w przypadku współpracy z Young Leosią.
Później lepiej nie było, jego pewność jakości <33 była szczególnie specyficzna. Przeciętne kawałki, bardzo ciężkim piórem pisane, bo ledwo jakkolwiek się mieściły w ramach bitu. Styl jakby dopiero uczył się tworzenia utworów i sobie po prostu testował. Natomiast Mata wiedząc jak pójdzie album, uznał, że za parę lat zostanie zrozumiany, jak Whole Lotta Red Playboia Cartiego. Sam artysta zaczął sprawiać wrażenie solidnie odklejonego od rzeczywistości. Zaczęły docierać pogłoski o jego ciężkim charakterze, a ruchy muzyczne przestały stać za nim.
Poprzedni rok był w związku z Matą dość cichy. A przynajmniej pod kątem muzycznym, bo mogliśmy obserwować go na evencie Adidasa, gdzie spotkał Zinedine Zidane’a (mocno zazdroszczę), na kanale PLKD w kontekście promocji jego kawałka, który się znalazł w FC25, czy całującego się z samym sobą w wersji robota na wideo promującym trasę koncertową. Widzimy coraz więcej niecodziennych sytuacji jak na polski rynek muzyczny.
Szczerze? Do mnie te ruchy trafiają. Niestety jednak dla Maty, jest on raperem i muzyka powinna być na pierwszym miejscu, a nie potrafi jej, utrzymując jakość, zmieniać pod nowe wizerunki. Potencjał jest spory – w końcu to Mata. Tylko musi się w końcu na coś zdecydować. Albo jest mesjaszem, który przyjdzie, przekaże wizję i potwierdzi ją naprawdę solidnym albumem, albo zostaje wydmuszka nie poparta niczym. Mam szczerą nadzieję, że ostatnie wydanie jest odcięciem się od poprzednich wcieleń i zaowocuje to spójnym w sobie Matą, który wyda solidny i dopracowany album, który razem z wizerunkiem będzie się dopełniał, nie ściągał w dół.
Nie będąc zbytnio fanem rapera, chciałbym zobaczyć go w pełnej formie.
Autor: Krzysztof Bensari
Zdjęcie: kadr z filmu „#MATA2040”