Snoop Dogg, Dr. Dre - Missionary
NOWOŚĆ Muzyka Rozrywka

Snoop Dogg, Dr. Dre – Missionary

19 grudnia 2024

O wspólnym albumie dwóch legend west coastu mówiło się już dawno. Obaj artyści nie byli w ostatnich latach ani najbardziej aktywni w muzyce, ani na topie popularności. Nic też dziwnego, muzyka się zmieniła, a po tylu latach nie można oczekiwać, że będą najgorętszymi postaciami rapu.

Niemniej jednak mnóstwo osób jest i będzie zainteresowanych nowym wydaniem i osobiście uważam, że jak najbardziej warto.

Utworów mamy 16, to się przekłada na 46 minut oldschoolowego podejścia w odświeżonej konstrukcji. Dr. Dre, który zajął się produkcją na albumie, dowiózł mnóstwo klimatycznych instrumentali, ale przede wszystkim wprowadził sporo energii. Bity nie są jednowymiarowe, każdy z nich ma w sobie iskrę, która sprawia, że nie da się tego słuchać obojętnie. Głowa sama się rusza. Z tym brzmieniem być może nie uświadczymy egzystencjalnych podróży w głąb siebie, natomiast niewątpliwie odetchniemy od codzienności. 

Zwłaszcza z wokalami Snoop Dogga, który mam wrażenie jest energiczny jak dawno nie był. Ta energia jak najbardziej się udziela słuchaczowi. Z jednej strony mocna i energiczna nawijka, z drugiej brzmi jak gdyby to było absolutnie bez wysiłku. Dla przykładu takie Hard Knocks zarówno angażuje jak i rozluźnia, czujemy mocne barsy i rozpływamy się w nich. Mnie to urządza – sprawia to, że odsłuch albumu jako całości nie jest drogą przez mękę, walką ze znużeniem. Nie jest też walką z demonami artysty, czy skanem jego duszy. Jest czystą przyjemnością i zakładam, że taki miał być zamysł tego projektu. Mimo, że uwielbiam projekty dające wgląd w psychikę artysty, pozwalające utożsamić się, bądź poczuć emocje autora, tak uważam, że takie albumy jak Missionary są równie potrzebne. Myślę, że każdemu z nas powinien czasami zamiast szukać ciężkich emocji, po prostu je wyłączyć. I ten projekt może być takim wyłącznikiem.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na różnorodność w wokalach Snoopa. Wcześniej być może na to nie zwracałem uwagi, być może raper po prostu faktycznie lepiej żongluje swoim głosem, natomiast mamy na tym longplayu mnóstwo wymian między pewnym głosem rapera, delikatnym głosem, a czasami i bardzo mleczną wersją. I każda ze zmian wokalu jest tu naprawdę w punkt. 

Oczywiście całości dopełnia pakiet gościnnych występów. Pojawia się chociażby Sting, Method Man, K.A.A.N., 50 Cent czy Eminem. O dziwo mimo mnogich featów całość się ze sobą dobrze zazębia. Nie czuć, że ktoś jest wepchnięty na siłę, raczej jako organiczna współpraca. 

Ciężko powiedzieć, żebym nie był usatysfakcjonowany odsłuchem tego albumu. Wyjątkowo nie wiem nawet do czego mógłbym się doczepić. Nie jest to album 10/10, brakuje mu tego czegoś (ale czego to już nie wiem), natomiast dla mnie jest też albumem bez wad. 

Missionary spełnia swoją misję w pełni. 

Ocena: 8/10


Autor: Krzysztof Bensari
Zdjęcie: okładka albumu