„Spod ziemi patrzy Breslau” – wywiad z Alanem Weissem, założycielem tytułowej inicjatywy
NOWOŚĆ Kultura Ludzie

„Spod ziemi patrzy Breslau” – wywiad z Alanem Weissem, założycielem tytułowej inicjatywy

22 listopada 2024

Dzień dobry. Proszę się przedstawić i opowiedzieć trochę o Pańskiej działalności. 

Dzień dobry, z tej strony Alan Weiss z inicjatywa Spod Ziemi Patrzy Breslau. Istniejemy od 2021 roku i postanowiliśmy zająć się pozostałościami po cmentarzach dawnego Wrocławia. Tych miejsc jest bardzo wiele, ponieważ z 74 cmentarzy z roku 1945 w kolejnych 30-40 latach zostało zlikwidowanych 44, które zamieniły się najczęściej w parki, skwery itd. Ta likwidacja właściwie polegała na tym, że teren wyrównano, materiał kamienny częściowo wywieziono, co cenniejsze kamienie wykorzystano ponownie albo jako nowe nagrobki, albo jako elementy budowlane. Natomiast nie dokonano ekshumacji, stąd w naszym rozumieniu, ale wydaje się, że to też jest powszechne odczucie, że miejsce, w którym wciąż spoczywają ludzie jest po prostu cmentarzem mimo braku tej zewnętrznej formy, czyli nagrobków. To np. Park Skowroni czy Park Zachodni są właściwie wciąż cmentarzami, skoro pochowani są tam dawni mieszkańcy Wrocławia. 

Jakie jest główne założenie inicjatywy? Co było by waszą misją? 

Naszym celem, naszą taką misją jest to, żeby te miejsca w jakiś sposób upamiętnić, żeby zachować pamięć o tych ludziach, którzy są tam pochowani i nie chodzi nam o ludzi, którzy są znani, wybitni. Oczywiście tacy też się trafiają, natomiast szczególnym zainteresowaniem darzymy ludzi tzw. zwykłych, tych, którzy tak naprawdę tworzyli tę tkankę miejską, którzy byli budowniczymi, którzy byli listonoszami, krawcowymi, szwaczkami, którzy po prostu tworzyli to miasto, w którym teraz żyjemy, którego jesteśmy teraz my gospodarzami. I w związku z tym uważamy, że jest to też po części nasz obowiązek, żeby tą pamięć zachować, ale też elementy, które się walają po mieście do dzisiejszego dnia, czyli fragmenty grobów, nagrobków, steli należące do konkretnych osób, mających konkretne historie, żeby je uszanować i znaleźć dla nich miejsce godne i możliwe do wyeksponowania.

Moglibyśmy usłyszeć o przykładach według Pana najciekawszych? Najlepiej wykraczających poza rozumienie przeciętnego człowieka, czym jest ta organizacja, by zrozumieć jej kompleksowość.

Nasze działania to nie tylko taka perspektywa nasza, tutaj wewnętrzna, wrocławska i dbanie o tą pamięć miasta, czy o tożsamość miasta i mieszkańców obecnych także, ale ma to także wymiar zewnętrzny, ponieważ zwracają się do nas Niemcy i Niemki z zapytaniami, gdzie są pochowani ich przodkowie albo czy jesteśmy w stanie pomóc im odnaleźć miejsca związane z ich rodziną. I tak w kilku przypadkach się udało. Mam jedną historię, pani Karin z Hamburga, która bywa we Wrocławiu właściwie co roku, przyjeżdża tutaj z córkami, ona się urodziła na Sempolnie, właściwie urodziła się w klinikach przy ulicy Skłodowskiej dzisiejszej, ale mieszkała przy Grimmstrasse, czyli dzisiejsza Spółdzielcza.

I przyjeżdża tutaj z córkami co roku i napisała do nas, kiedy się dowiedziała o naszej inicjatywie, z prośbą o wskazanie miejsca, gdzie mogliby być pochowani jej dziadkowie, ponieważ widziała, że byli pochowani na Wielkiej Wyspie, natomiast jedyny cmentarz, jaki tam odnalazła, to jest cmentarz obecnie Świętej Rodziny, dawny Luther Friedhof, czyli kiedyś był ewangelicki i obecnie jest katolicki. Ale wiedziała, że to nie jest ten cmentarz, tylko był inny cmentarz na Wielkiej Wyspie i rzeczywiście takie miejsce było. Znajduje się przy ulicy Kosiby, dawna zresztą też nie przypadek, zaraz po wojnie ta ulica nazywała się Cmentarna. Teraz jest tam niewielki skwer, obok przebiega trasa Wielkiej Wyspy, ale w ogóle nie naruszyła tego skweru. Nie ma tam niestety żadnego oznaczenia, że jest to miejsce cmentarne, więc teraz sprawią ewangelicką, która znajduje się na Sempolnie, mamy zamiar upamiętnić to miejsce w jakiś sposób, oczywiście w porozumieniu z władzami miasta, z zielenią miejską, która zarządza tym terenem. I w ten sposób trafiliśmy z Karin i jej córką Suzannaw to miejsce, one tam złożyły symbolicznie kwiaty. Karin pamiętała, bo jeszcze w 1944 roku była na grobie swoich dziadków w tym miejscu i wiedziała, że jest mniej więcej w rogu tego niewielkiego cmentarzyka. I to była jedna z historii, czasami te historie układają się zupełnie inaczej. Bywa tak jak przy pętli tramwajowej 9-15 przy Parku Południowym znajdowała się przez kilkadziesiąt lat stela Berty Byber, która tam przeleżała, ponieważ w tym miejscu był gromadzony gruz po wojnie, a w momencie powstawania pętli tramwajowej w latach 70-tych ten gruz częściowo uprzątnięto, częściowo z tego gruzu, także gruzu cmentarnego zrobiono rów odwadniający, a ta bardzo duża stela granitowa Berty Byber, która waży prawie 500 kilo, leżała tam niedaleko torów i my po uzyskaniu zgód znów od władz miasta, ale także od konserwatora zabytków mogliśmy przenieść tą stelę w miejsce, w którym ona pierwotnie stała. Oczywiście nie dokładnie w miejsce, ponieważ ta stela była niegdyś postawiona na cmentarzu Bernardyna. Cmentarz Bernardyna znajdował się w Czulicy Krakowskiej, to jest starsza część, natomiast Park Tarnogajski to jest to miejsce, w którym była nowsza część cmentarza Bernardyna i tam powstało lapidarium, w którym przenieśliśmy płytę Berty Byber i ją spionizowaliśmy i tak naprawdę dopiero po całej tej akcji, po tworzeniu jej historii losów udało nam się nawiązać kontakt z potomkami,  z wnuczką pani Berty Byber, która podesłała nam zdjęcia, jak wyglądała Berta, jak wyglądał jej mąż. My jej opowiedzieliśmy o miejscach, które były związane z jej rodziną i zaprosiliśmy ją do Wrocławia. Prawdopodobnie na wiosnę ma zamiar przyjechać wnuczka Berty Byber i pokażemy jej zarówno stelę, jak i kamienice, w których mieszkała jej rodzina. 

Takie są historie. Dojścia do nich są bardzo różne. Mieliśmy też niesamowitą, być może dotąd najciekawszą historię, pani Sabiny Grabsz, która przyjeżdża do na Dolny Śląsk porządkować cmentarz w Bystrzycy koło Wlenia. I ona się skontaktowała ze mną i miała prośbę podobną. Wiedziała, że jej dziadkowie byli związani z Breslau. Nie wiedziała tylko z jakimi miejscami czy cokolwiek byłbym w stanie się dowiedzieć. Nie wiedziała nic na temat pradziadków. W ten sposób udało mi się ustalić trochę faktów. Trafiliśmy do miejsc, w których mieszkali, gdzie urodził się jej tato m.in. Ale również do domu, który zbudował jej dziadek i ten dom do dzisiaj istnieje. W tym domu, jak się okazało, znajdowała się do dzisiaj Biblia, a właściwie Nowy Testament z 1920 roku, który był podpisany imieniem i nazwiskiem prababci pani Sabiny. W tej Biblii były też takie strony poświęcone ważnym datom rodzinnym, datom śmierci, datom konfirmacji i datom urodzenia kolejnych członków rodziny i tam było wypisane, to wszystko się zgadzało z ustaleniami genealogicznymi, które zrobiłem i ta książka, właściciele obecni tego domu przekazali ten Nowy Testament pani Sabinie i tak w ten sposób jakiś namacalny przedmiot, namacalny artefakt trafił z powrotem do rodziny.

Jakie realne, namacalne korzyści może czerpać miasto dzięki waszej działalności i dlaczego akurat tymi sprawami się zajmujecie? 

Jasne, więc dlaczego się tym zajmujemy i jakie to może mieć profity dla miasta? Pierwszą taką zewnętrzną jest to, że obecny stan walających się po mieście nagrobków jest sprawą wstydliwą. I o tym nie mówimy tylko my, ale mówią też mieszkańcy, którzy trafiają na takie stele czy fragmenty grobów i nam je zgłaszają i mówią, że to wygląda po prostu źle.

Że na przykład na kortach na Półtuskiej miejsca trybun są zrobione z nagrobków i widać tam do dzisiaj napisy. Że w Parku Wschodnim schodki do rzeki Oławki zrobione są ze steli i czasami widać na nich napisy. Albo po prostu stele walają się gdzieś po krzakach, po rowach i tak dalej.

My staramy się je zabezpieczać i rozmawiamy z miastem, znajdujemy jakby miejsca i możliwości ich eksponowania ponownie i to przywraca pewną historię zapomnianą, która w czasach komunistycznych była rugowana, była zacierana, ale całe szczęście nie udało się jej zupełnie wymazać, bo jest to historia naszego miasta.

Dlaczego akurat nagrobki poniemieckie? W jakim wymiarze Pan na to patrzy?

Kiedy pytają się mnie, dlaczego zajmuję się niemieckimi nagrobkami, to mówię, że nie są to nagrobki niemieckie. Nie w ten sposób na nie patrzę, patrzę jak na nagrobki wrocławskie. To są nagrobki z naszego miasta, nagrobki mieszkańców, naszych sąsiadów z przeszłości, którzy tu mieszkali i tworzyli to miasto i czuję się w jakiś sposób zobowiązany do tego, żeby zadbać o tą pamięć. Jest to coraz powszechniejsze odczucie, wiem to po licznych zgłoszeniach, po ludziach, którzy obserwują nasz profil i komentują na Facebooku i na Instagramie publikujemy kolejne historie, odtwarzamy losy tych ludzi, mówimy gdzie mieszkali i czasami się udaje ustalić, co się z nimi stało później, ale to znacznie rzadziej.

Tym niemniej ludzie chcą o tym wiedzieć, chcą to słyszeć. Ta historia przez wielkie H, czyli ta wojenna, ta historia nazizmu, ona jest znana, opisana, natomiast bardzo wciąż mało wiemy o ludziach i mieszkańcach w takich zwykłych sprawach i wydaje się, że to jest luka, którą warto wypełnić.

Wywiad (2024) przeprowadził Mateusz Stepnicki z Alanem Weissem; Wyróżnionym w projekcie ‘’30 Kreatywnych Wrocławia 2021’’, doktorem nauk humanistycznych, od dwudziestu lat aktywista społeczny.  
http://spodziemipatrzybreslau.pl