Mustard, Lil Wayne, Jasiah - co nowego w rapie?
NOWOŚĆ Muzyka Rozrywka

Mustard, Lil Wayne, Jasiah – co nowego w rapie?

1 sierpnia 2024

Kilka singli było, jeden większy projekt, czas zaczynać odsłuchy. Co jest najbardziej warte uwagi? Czy Mustard udźwignął swój nowy projekt? Już wam o wszystkim mówię!

Mustard – Faith Of A Mustard Seed – 3/10

Faith of a Mustard Seed - Wikipedia

Mustard idzie za szumem, który wywołała jego współpraca z Kendrickiem Lamarem – Not Like Us. Wypuszcza producencki album, 50 minut materiału, od groma featuringów. Jest to dla mnie dziwny album.

Producent z Kaliforni nigdy nie był dla mnie nikim wyjątkowym. Oczywiście znałem jego produkcje, jego producer tag pojawiał się na moich playlistach. Kiedy słyszę producer tagi Metro Boomina lub Tay Keitha od razu zakładam, że mogę zaraz usłyszeć banger. Mustard nie daje mi takiego poczucia.

Wracając do dziwności tego albumu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem “Mustard on the beat, ho” nie poczułem zbyt wiele ekscytacji, a po ostatnim utworze jedno co mi się nasunęło na myśl, to średni produkt w podniosłym opakowaniu. Co mam przez to na myśli? Album przez cały czas tworzy otoczkę dzieła życia. Instrumentale brzmią jakby miały być klasykami. Skity są ułożone jakby treść albumu miała do zaoferowania wyższe ideały i niezwykłe przemyślenia. Tymczasem same kawałki nie dają mi za nic takiego wrażenia. A szczególnie dobór tracklisty gdzie np. w kawałku Parking Lot z Travisem, słyszymy o seksualnych działaniach rapera, by w następnym skicie i później kawałku posłuchać o tym, jak ważna w życiu producenta i raperów jest mama. O co chodzi? Kto uznał, że obok siebie wypada to położyć?

Jak zwykle, nie wiem.

Ale pomijając ten jakże ambitny dobór kolejności, projekt po prostu wypada nudno. Brak mi było czegoś, co tak jak brzmienie sugeruje, poruszy moje serce. Kawałki się zlewają, nie ma zbyt wielu wyróżniających utworów. Najbardziej mi za to zapadł w pamięć wers Elli Mai z One Bad Decision, “someone please call 911”. Zapadł mi on w pamięć, bo zwyczajnie brzmi on kuriozalnie, biorąc pod uwagę jak wokalistka to zaśpiewała. I o ile zwrotki Roddy’ego Richa są całkiem przyjemne, tak gdy ponownie wchodzi refren, przypominam sobie, że nie potrafię brać tego utworu poważnie.

Kończąc znęcanie się nad nudnym brzmieniem i słabo wyegzekwowanej koncepcji, możemy przejść do przyjemniejszej części albumu. Czyli do tego co mi się faktycznie podobało. Szkoda tylko, że tego za dużo nie ma.

Bardzo podoba mi się Pressured Up, gdzie Vince Staples razem ze Schoolboyem Q dają nam trochę zamulony melodyczny refren i trochę stonowanej, ale konkretnej nawijki na zwrotkach. Przy klimatycznym bicie, tworzy to naprawdę przyjemny utwór do pobujania się na rozluźnienie. One of Them Ones przynosi mnóstwo charyzmy, którą trzyma sobie Quavo, napędza album i zdecydowanie jest jednym z najjaśniejszych punktów projektu.

Jednak o dziwo dla mnie najciekawszym ze wszystkich okazał się kawałek z Kodakiem, Yak’s Prayer. O dziwo, bo nie jestem fanem Kodaka. Niemniej jednak dowiózł utwór, który jako jedyny nie udawał czegoś czym nie jest, wprowadził trochę luzu i prostych, przyjemnych dla ucha wersów. Jak widać prostota popłaca.

Słowem podsumowania, album do mnie nie trafia. Jest nudny i przekombinowany w koncepcji. Może i Mustard produkcyjnie potrafi wykreować ładne brzmienia. Ale gdy przychodzi do zebrania artystów, układaniu ich we własnej produkcji, potem układaniu tych dzieł w spójny album, producent nie wyrabia. Myślę, że lepiej będzie jak raperzy będą się do niego zgłaszać po bity, niż jak on będzie się zgłaszać po raperów i wokalistów.

Najlepsze utwory: Pressured Up, One of Them Ones, Yak’s Prayer

Szybki przegląd singli:

Jasiah – Sarah

Ten kawałek przede wszystkim charakteryzuje prostota i to jest absolutnie świetny wybór. Nieskomplikowany instrumental, flow powtarzalne i równie nieskomplikowane. Natomiast nie można powiedzieć, że jest nudne. Raper dodaje swoim głosem troszkę stonowanej agresji i tekstem dorzuca klasyczną dla swojego stylu wulgarność, co składa się na naprawdę dobry utwór.

DJ Premier, Lil Wayne, Rick Ross, Big Sean – Ya Don’t Stop

Przyjemny powrót do oldschoolowych brzmień. Od dawna wiadomo, że Weezy z Rick Rossem potrafią współgrać dobrze. Wiemy również, że Big Sean pasuje do Wayne’a. Rick Ross z Big Seanem też się już przecięli. Brzmienie to tylko potwierdza, że raperzy wiedzą jak ze sobą współpracować w utworach.

Reto, Jonatan – Dzikie Psy

Ciężko mi sympatyzować z nową twórczością Reto. Raper brzmi jakby się trochę zagubił w brzmieniu. Być może zwyczajnie ten utwór brzmi zbyt radiowo. Nie podoba mi się produkcja Jonatana. Jest mało kreatywna, wszystko jest na swoim miejscu, ale to nie wystarcza, brakuje eksperymentów. Sam Reto stracił charyzmę, za pomocą której piął się do góry przez lata. Nie oczekuję powrotu do DAMN. czy do KRUKA, zwyczajnie nie czuję w tym jakiejkolwiek ambicji.

Cordae, Lil Wayne – Saturday Mornings

Wayne oczywiście nie lubi się zatrzymywać i pojawia się w różnych miejscach na raz. Cordae również wybiera spokojny oldschoolowy bit, na którym lirycznie powoli rozprawia się z każdym kolejnym wersem. Weezy natomiast wprowadza trochę charakterystycznego, czasami trochę melodycznego flow, uzupełniając produkcję i dowożąc nam świetny utwór, przy którym można się odprężyć.

Autor: Krzysztof Bensari